25 November 2009

22 November 2009

Krokodyli uśmiech po zjedzeniu szwajcarskiej czekolady

Z okazji przyjazdu Mamy wymalowaliśmy główną łazienkę w domu (tą z prysznicem). Decyzja była spontaniczna i wyboru kolorystki dokonaliśmy w 5 minut, w oparciu przede wszystkim o nazwy farb.

16 November 2009

Dobry uczynek to przyjemność

Wraz z szefową uczestniczyłyśmy dzisiaj w imprezie charytatywnej "16th Annual Empty Bowl Benefit Dinner", organizowanej przez Arcadia University w Glennside, PA, której dochód przeznaczany jest na pomoc bezdomnym i głodującym. Była to kolacja, z której jako pamiątkę każda z nas wyniosła ręcznie wykonaną miseczkę, z której wcześniej spożyłyśmy zupę przygotowaną przez jedną z lokalnych restauracji. Moja miseczka wygląda tak (wykonana została przez ucznia North Penn High School w Lansdale, PA):

15 November 2009

Jesień być może zostanie ukończona przed przyjazdem Mamy...

Wychodzenie z cienia

Nareszcie odważyłam się wyjść ze swojej skorupy zahamowań i spotkałam się dziś w Filadelfii z grupą młodych Polaków tu zamieszkałych. Grupę znalazłam na portalu http://www.meetup.com/ i nie żałuję tego, choć przy okazji oglądnęłam "2012", jeden z najgorszych filmów w historii kina. Film, który recenzent Rolling Stone podsumował w ten sposób: "...Sheer, cynical, mind-numbing, time-wasting, money-draining, soul-sucking stupidity." Ale jak od dawna wiadomo, najbardziej beznadziejny film oglądnięty w przyjemnym towarzystwie może być doświadczeniem zadziwiająco pozytywnym. ;)))
A w drodze powrotnej, jak zwykle na dworcu przy 30tej ulicy, kupiłam przeuroczą książkę filadelfijskiej pisarki Lisy Scottoline "Why my third husband will be a dog". Jest to zbiór felietonów publikowanych w Philadelphia Inquirer pokazujących kobiece spojrzenie na świat. Serdecznie polecam w jesienne dni, gdy wszystko zdaje się być takie szare...
Aha! I jeszcze przy kasie w księgarni dworcowej znalazłam produkt absolutnie niespodziewany - wyprodukowane w Polsce sezamki, tutaj noszące nazwę "SesaKiss". Mniam. Życie czasami jest miłe. :)))

Słońce i księżyc

W podstawówce jedna z nauczycielek powiedziała mi, że moje imię jest węgierskim odpowiednikiem imienia Helena i pochodzi od imienia greckiego boga słońca, Heliosa. Od tego czasu szłam przez życie pewna mojej słonecznej magii i mocy. Wmawiałam sobie, że nieustanne depresje i ataki niepokoju są li i jedynie dowodem na "artystyczność" mojej osobowości. Zawsze otoczona krągiem kolorowych oryginałów byłam przekonana, że to ja właśnie stoję w centrum grupy. Teraz jestem sama, nie mam przy sobie Przyjaciół, jedynie Tima i okazuje się, jak niewiele potrafię sama zdziałać. W weekendy siedzę w domu, robiąc pranie i oglądając stare odcinki "Beverly Hills 90210" krzyżykuję obrazy innych artystów, a moja głębia sprowadza się do dyskusji na temat zachowania córek Tima. Bo tak naprawdę imię Helena pochodzi najprawdopodobniej od greckiego słowa selene, oznaczającego księżyc. A księżyc jak wiadomo świeci blaskiem odbitym od słońca i bez niego byłby tylko słabo widocznym ciałem niebieskim.

06 November 2009

Odnalezione w zakurzonym folderze

Zdjęcie wykonane w restauracji Polka w Warszawie, gdzie spotkaliśmy się z Ewą zeszłej zimy.