Nie idzie mi coś pisanie ostatnimi tygodniami. Po wyjeździe Mamy obiecywałam nadrobic zaległości, ale jak widac przeliczyłam się ze swoimi planami. Na początku lipca okazało się, że młodsza córka Tima, Jessie, spędzi z nami pełny miesiąc zamiast planowanych dwóch tygodni i że od września będzie z nami mieszkac na stałe. Przynajmniej przez najbliższy rok. Większośc lipca upłynęła nam więc na wizytach w szkole przy kościele Św. Marka, długich rozmowach z Jessie, wypełnianiu papierów sądowych oraz reorganizowaniu naszego życia. Musieliśmy między innymi odwołac mój urodzinowy rejs do Nowej Anglii i Kanady. Ciężko będzie mi stac się pełnoetatowym rodzicem bardzo trudnego dziecka i nie wiem, czy jestem na to gotowa, ale najwyraźniej przyszła na mnie pora, aby w końcu dorosnąc. Zawsze wierzyłam w determinizm i w to, że wszystko, co się nam przydarza czemuś służy i tego będę się teraz trzymac. A Was proszę o trzymanie kciuków.
2 comments:
No to trzymam kciuki! Nie przjmuj sie za bardzo trudnosciami i odpowiedzialnoscia. Jak cos pojdzie nie tak, to zawsze mozesz sobie wytlumaczyc, ze to nie Twoja produkcja - zero odpowiedzialnosci za obce geny. :-P
A ze bedziesz "dorastac" w wieku trzydziestu paru lat to chyba jednak pomine milczeniem. :-)
Trzymaj sie cieplo i nie daj sie "przeciwnosciom losu".
Jędruś. Czy Ty już zapomniałeś, że ja mam nadaktywny gen naprawy świata i ciężko mi jest przyjmować do wiadomości, że czegoś nie da się zrobić?... Zawsze biorę na siebie odpowiedzialność i winę. Durny charakter.
Co się tyczy dorastania, to zawsze powtarzałam, że jestem opóźniona w rozwoju, ale nikt mi nie chce wierzyć... Poza tym, nie każdy jest taki, jak Ty i nie rodzi się dorosłym... ;PPP
Baw się dobrze w Nederlandach, a ja idę poprawiać mój papier. Chciałabym go wysłać przed końcem lata. Oj...
Post a Comment