Dostałam dziś poważnie wyglądający list z partii republikańskiej. Najwyraźniej ktoś pośród nich posiadł umiejętnośc czytania w myślach i stąd wiedzą o moich świeżo uświadomionych amerykańskich konserwatywnych skłonnościach, pomyślałam otwierając kopertę. Znalazłam w niej list, w którego pierwszych słowach nazywa się mnie "Dear Fellow Republican" i który podaje, iż moje dane zarejestrowane są z numerem wyborczym 1995-6554. Hmmmmm... Nigdy nigdzie swoich przekonań w Ameryce nie rejestrowałam, bo mi przecież nawet tego zrobic nie wolno, więc skąd ten numer, przemknęło mi przez głowę, ale rozpoczęłam lekturę. W 4-stronicowej epistole uprasza się mnie o wypełnienie ankiety dotyczącej aktualnych problemów lokalnej i międzynarodowej polityki Stanów Zjednoczonych i łechce się moją próżnośc, mówiąc mi, iż do ankiety zostałam wybrana jako jedyna reprezentantka z mojego okręgu wyborczego. No pięknie, ciązy teraz na mnie odpowiedzialnośc za cały okręg wyborczy, a ja nie mogę się z niej wywiązac, bo jestem tylko rezydentem, a nie obywatelem! Moja biedna konserwatywna i uporządkowana dusza zaczyna się szamotac i próbuje znaleźc jakieś rozwiązanie... Ale tylko do momentu dotarcia do końca drugiej strony ankiety, gdzie prosi się mnie o zaznaczenie wysokości datku (rozrzut od 500 do 25 dolarów), jaki dołączam do wypełnionego formularza. Czyli od początku tylko o to chodziło! Nie o to, żebym podzieliła się ze światem moimi poglądami, ale żebym znowu oddała komuś swoje pieniądze w imię wyższych celów.
1 comment:
Somwhere over the rainbow,pewnie jest inaczej,ale i tak wiadomo że no place like home:-)
Post a Comment