Byliśmy wczoraj w Nowym Jorku. Po raz pierwszy odkąd tu przyjechałam. Dwa i pół roku zabrało mi wybranie się do stolicy świata. Motywacji dostarczyła mi wystawa prac J. M. W. Turnera w The Metropolitan Museum of Art. Pisałam o niej w październiku zeszłego roku, gdy obrazy wystawiane były w Waszyngtonie, gdzie nigdy nie udało nam się dotrzec. Wczoraj, pomimo zapowiadanej burzy tropikalnej przyniesionej przez huragan Hannah, dotarliśmy na nowojorską Penn Station i dzielnie przemaszerowaliśmy 4 i pół kilometra aż do samego muzeum. Siódma Aleja, Madison Square Garden, Times Square, Broadway, Central Park. Tę drogę pokonaliśmy w upalnej duchocie w ponad godzinę. Ale było warto. 140 prac, obrazów olejnych, akwareli i szkiców, ukazujących niezwykły talent i wyobraźnię tego brytyjskiego artysty, który 40 lat przed manifestem Impresjonistów tworzył obrazy tak impresjonistyczne jak tylko definicja na to pozawala. Zresztą porównajcie sami ten obraz zachodzącego słońca, który Turner ukończył w roku 1833:
z "Impresją Wschodzącego Słońca" stworzoną przez Moneta w 1873, która uważana jest za oficjalny początek Impresjonizmu.Do powieszenia w naszym domu kupiliśmy obraz bardziej realistyczny, ale więcej dla nas znaczący i bardziej do wystroju pasujący - pejzaż wenecki: "Venice: The Dogana and San Giorgio Maggiore" z roku 1834:
Mamy na piętrze w domu "ścianę wenecką" z pamiątkami przywiezionymi z naszej podróży poślubnej. ;)))
A jak już jestem przy obrazach i wystawach, to chciałabym tutaj pokazac dwa obrazy, które zachwyciły mnie w zeszłym tygodniu na wystawie prac indyjskiego malarza Nandalala Bose w Philadelphia Museum of Art. Pierwszy to "Annapurna", artystyczna odpowiedź artysty na głód panujący w Bengalu w roku 1943. Na obrazie tym hinduski Bóg Shiva, zredukowany do szkieletu odprawia swój błagalny taniec przed Boginią obfitości Annapurną, trzymającą miseczkę ryżu w dłoniach:
Drugi obraz przedstawia Sati - kobietę, która z własnej woli, z żalu po śmierci ukochanego męża dokonuje aktu samospalenia.
I tyle na dziś odnośnie tego, co mnie w tych dniach porusza. ;)))
Mamy na piętrze w domu "ścianę wenecką" z pamiątkami przywiezionymi z naszej podróży poślubnej. ;)))
A jak już jestem przy obrazach i wystawach, to chciałabym tutaj pokazac dwa obrazy, które zachwyciły mnie w zeszłym tygodniu na wystawie prac indyjskiego malarza Nandalala Bose w Philadelphia Museum of Art. Pierwszy to "Annapurna", artystyczna odpowiedź artysty na głód panujący w Bengalu w roku 1943. Na obrazie tym hinduski Bóg Shiva, zredukowany do szkieletu odprawia swój błagalny taniec przed Boginią obfitości Annapurną, trzymającą miseczkę ryżu w dłoniach:
Drugi obraz przedstawia Sati - kobietę, która z własnej woli, z żalu po śmierci ukochanego męża dokonuje aktu samospalenia.
I tyle na dziś odnośnie tego, co mnie w tych dniach porusza. ;)))
No comments:
Post a Comment