W Stanach Zjednoczonych nie kupuje sie lekarstw tak jak u nas w aptekach, tylko w wydzielonych sekcjach w drogeriach badz w supermarketach. I to nie jest dziwne z punktu widzenia korporacji, bo zawsze "przy okazji" pacjent wyda troszke wiecej pieniedzy na rzeczy, ktore w danej chwili wydaja sie mu byc niezbedne. A chwila spedzana w oczekiwaniu na przepisany lek zazwyczaj trwa troche, wiec na przyklad ostatnio po zrealizowaniu recepty, oprocz antybiotyku mialam w siatce 2 rozne zele pod prysznic, waciki, filtr do odswiezacza powietrza, krem do skorek, krem do rak dla Tima, tusz do rzes, zyletki dla Samanthy, plyte DVD, kartke urodzinowa i 50 dolarow mniej w portfelu (te filtry mnie wykoncza finansowo!). Co natomiast zapewne zdziwi osoby czytajace ten blog w Polsce, to to, czemu ja na zrealizowanie recepty musialam czekac blisko 20 minut. No coz, w Ameryce nie wierzy sie w zdrowy rozsadek i samoswiadomosc pacjentow i lekarz przepisuje tu okreslona liczbe pigulek na okreslone schorzenie, a farmaceuta te leki odlicza i przeklada do pomaranczowych pojemniczkow, na ktorych wypisane sa dane pacjenta, dane lekarza i dokladny opis wizualny tabletek. Zawsze bardzo mnie denerwuje to, iz nie moge dostac leku fabrycznie zapakowanego i ze ktos moich tabletek dotyka i ze tak naprawde to nigdy nie mam pewnosci, czy w moim pojemniczku jest wlasciwe lekarstwo. Tim niezmiennie uspokaja mnie, powtarzajac, iz zawod farmacety jest jednym z najbardziej odpowiedzialnych i podlega ciaglym kontrolom, wiec o pomylkach, czy zlej woli nie moze byc tu mowy. Powoli wiec godze sie z pomaranczowymi pojemniczkami i z tym, ze nie moge sobie sama pigulki "wycisnac" przez folie aluminowa. Godze sie rowniez z tym, ze gdy po zabiegu u chirurga szczekowego potrzebowalam bardzo silnych lekow przeciwbolowych, to musialam pokazac dowod osobisty i podpisac odbior leku. Rozumiem, ze rowniez musze podpisywac sie, gdy kupuje leki zawierajace pochodne efedryny i ze nie wolno kupic mi wiecej niz dwoch opakowan na raz. Czego zupelnie natomiast nie jestem w stanie pojac przy tym poziomie kontroli lekow, to tego, ze gdy w poniedzialek zadzwonilam do lekarza, aby zapisac sie na wizyte, to pani w rejestracji poprosila mnie o opisanie objawow chorobowych, podanie numeru telefonicznego do mojej apteki i powiedziala, ze lekarz przepisze mi antybiotyk. Faktycznie przepisal, choc recepty na oczy nie widzialam, bo zostala bezposrednio skierowana do apteki. Antybiotyk z serii tych najsilniej dzialajacych wlasnie koncze dzis zazywac. Pomogl mi, bo goraczka spadla i wezly chlonne juz mnie nie bola, ale ja nadal nie wiem, co mi bylo i co powinnam robic, aby taka choroba juz sie do mnie nie przyplatala. Poza tym, skad tak naprawde ta pani w rejestracji wiedziala, ze ja faktycznie jestem chora?... Brak logiki w sluzbie zdrowia, to nie jest li i jedynie polska cecha. Mam nadzieje, ze Was to pocieszy. ;)))
1 comment:
sam już nie wiem co lepsze,czy model amerykański,czy model posłanki Sawickiej i narzeczonego który będzie obowiązywał u nas w regionie małopolskim Europy?!!
Post a Comment