Ugrzęzłam wczoraj na dworcu w Trenton i nie mogłam się z niego wydostac... Pociągi w weekendy w Stanach Zjednoczonych jeżdżą raz na godzinę. Jeśli podróz wymaga przesiadek, to trzeba przygotowac się na spore opóźnienia. To właśnie spotkało mnie wczoraj. Miałam dojechac z Filadelfii do Trenton o 13:54, a następny pociąg na północ New Jersey miałam miec o 14:03. Wydawałoby się, iz 9 minut to dośc czasu na przejście z jednego peronu na drugi. Niestety wjazd do stolicy stanu New Jersey odbywa się ruchem wahadłowym i pierwszeństwo przejazdu mają szybkie pociągi Amtraku, do którego nalezą tory kolejowe. Mój pociąg w związku z tym stał przez 20 minut w odległości około 500 metrów od stacji i kolejno przepuszczał 3 różne pociągi. Do Trenton wjechaliśmy o 14:15 i nie było tam już śladu po moim następnym pociągu. Następny miał planowany odjazd o 15:03, więc jako ze bardzo nie lubię zapyziałego trentońskiego dworca, stwierdziłam, ze wsiądę w ten sam pociąg, którym przyjechałam i ze wrócę do domu. Nie przewidziałam jednak tego, iż pociąg w przeciwnym kierunku odjeżdza o 14:58. Chcąc czy nie chcąc zostałam więc uziemiona na 45 minut na śmierdzącym i zatłoczonym peronie w 30 stopniowym upale bez możliwości znalezienia miejsca siedzącego. I było to w stolicy jednego z najbardziej uprzemysłowionych stanów Ameryki Północnej. Pomyślcie o tym, gdy będziecie narzekac na opóźnione autobusy MPK. Buźka! ;)))
No comments:
Post a Comment