28 May 2008

A coś tak mnie wzięło na mozaiki... ;)))

Tym razem przedstawiam Wam czarnuszkę polną (łac. Nigella damascena), nazywaną ponoc w języku angielskim Love-in-the-mist. Prawdziwą naturę tej rośliny oddaje jednak inna nazwa - Devil-in-the-bush. Rośnie toto jak szalone i niedługo zupełnie zasłoni mój ulubiony krzak róży. ;)))

26 May 2008

Wszystkiego najlepszego Mamuniu!


Wiosna w rodzinie

Udało mi się dzisiaj złapac (i to nawet bez teleobiektywu!) porę karmienia w rodzinie wróblów wynajmujących budkę w ogrodzie mojej Teściowej. :)))

Afrykańskie stokrotki

Dzisiaj po raz pierwszy dane mi było zobaczyc na zywo najczęściej chyba fotografowany kwiat na Flickr - Osteospermum z rodziny astrowatych, w języku polskim nazywane równiez dimorfoteką. Niezwykle urocza i bardzo fotogoniczna roślinka. :)))

24 May 2008

Polityka i pieniądze, czyli wszędzie jest tak samo...

Dostałam dziś poważnie wyglądający list z partii republikańskiej. Najwyraźniej ktoś pośród nich posiadł umiejętnośc czytania w myślach i stąd wiedzą o moich świeżo uświadomionych amerykańskich konserwatywnych skłonnościach, pomyślałam otwierając kopertę. Znalazłam w niej list, w którego pierwszych słowach nazywa się mnie "Dear Fellow Republican" i który podaje, iż moje dane zarejestrowane są z numerem wyborczym 1995-6554. Hmmmmm... Nigdy nigdzie swoich przekonań w Ameryce nie rejestrowałam, bo mi przecież nawet tego zrobic nie wolno, więc skąd ten numer, przemknęło mi przez głowę, ale rozpoczęłam lekturę. W 4-stronicowej epistole uprasza się mnie o wypełnienie ankiety dotyczącej aktualnych problemów lokalnej i międzynarodowej polityki Stanów Zjednoczonych i łechce się moją próżnośc, mówiąc mi, iż do ankiety zostałam wybrana jako jedyna reprezentantka z mojego okręgu wyborczego. No pięknie, ciązy teraz na mnie odpowiedzialnośc za cały okręg wyborczy, a ja nie mogę się z niej wywiązac, bo jestem tylko rezydentem, a nie obywatelem! Moja biedna konserwatywna i uporządkowana dusza zaczyna się szamotac i próbuje znaleźc jakieś rozwiązanie... Ale tylko do momentu dotarcia do końca drugiej strony ankiety, gdzie prosi się mnie o zaznaczenie wysokości datku (rozrzut od 500 do 25 dolarów), jaki dołączam do wypełnionego formularza. Czyli od początku tylko o to chodziło! Nie o to, żebym podzieliła się ze światem moimi poglądami, ale żebym znowu oddała komuś swoje pieniądze w imię wyższych celów.

23 May 2008

Jeszcze o teczach

Nie wiem, czy Wy tez tak macie, ale ja zawsze gdy widze tecze, chce biec, aby znalezc jej poczatek... :)))

22 May 2008

Na wypadek, gdybyście zapomnieli jak wyglądam... ;PPP

Tak jakby przy pracy...

Drzewo tulipanowe

A oto powód, dla którego miałam dziś przy sobie aparat fotograficzny: drzewo, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam - tulipanowiec amerykański (Liriodendron tulipifera) z rodziny magnoliowatych:

Sami musicie przyznac, ze nie często widuje się tak niezwykłą i piękną roślinę.

Trzy powody, dla których zawsze należy miec przy sobie aparat fotograficzny...

Dziś w przeciągu jednej tylko godziny dane mi było zobaczyc 3 tęcze w różnych miastach. Najpierw tą tworzącą most nad Schuylkill River w okolicy dworca kolejowego w Filadelfii:
I chwilę później tą podwójną w moim miasteczku:

Nie mam innego wyboru i muszę się dziś do świata uśmiechac. ;)))

18 May 2008

Wierzcie lub nie...

To nie jest zdjęcie archwialne sprzed narodzin pisklaczków. Od dwóch tygodni w tym samym gnieździe na naszym drzewie rezyduje kolejna para wysiadująca jajka. Chyba jest im dobrze u nas... ;)))

17 May 2008

Ewolucja przedwyborcza

Przy okazji śledzenia prawyborów w Stanach Zjednoczonych odkryłam, iż moja schizofrenia osiągnęła kolejny poziom - ja jak najbardziej centro-liberalno-demokratyczna w Polsce, tutaj w Ameryce okazuję się byc konserwatywno-republikańsko-prawicowa. Tłumaczę to rozdwojenie tym, że najwyraźniej moja Ojczyzna potrzebuje czegoś innego niż kraj, w którym przyszło mi obecnie życ. Pikanterii moim skłonnościom politycznym dodaje jednak to, iż moim ulubionym magazynem jest demokratyczny TIME. Ah well, jak mawiają narody anglojęzyczne.

Jako obserwator bez prawa głosu, zauwazylam ciekawą ewolucję okładek magazynu:

- od tej marcowej przedstawiającej uszatego Obamę wpatrzonego w światlośc (nieomylnie podobnego do ciekawskiego George'a) i z zakwestionowanym doświadczeniem
- za którą w następnym tygodniu pojawiła się waleczna Hilaria z promiennym uśmiechem i w zwycięskiej pozie
- poprzez tą przedstawiającą obraz Zbawiciela łączącego najlepsze cechy obojga demokratycznych kandydatów
- az do tej z zeszłego tygodnia, opublikowanej juz po prawyborach w Północnej Karolinie i ogłaszającej zwycięzcę...

Te wybory będą historyczne i w styczniu 2009 Ameryka będzie miała a) pierwszą kobietę-prezydenta, bądź b) pierwszego czarnoskórego prezydenta, lub tez c) najstarszego prezydenta. ;)))

Republikańska czy nie śledzę te wybory zafascynowana poziomem skomplikowania zasad wyborczych, trudnością podejmowanych wyborów przez zwykłych obywateli i z poczuciem historii tworzącej się na moich oczach.

Jeszcze jedna rzecz, która sprawia, iż patrzę na Amerykę bardziej przyjaznym okiem

Mój teśc znalazł ostatnio wśród wydanej Mu w sklepie reszty monetę z 1908 roku o wartości 1 centa, na awersie której zamiast głowy prezydenta Lincolna widnieje głowa Indianina. Monety te były wprowadzone do obiegu w latach 1859-1909 i obecnie ich wartośc w zależności od stan zuzycia wacha się od 3 do 1500 dolarów!
Najstarszą monetą 1-centową, jaką udało mi się znaleźc jest ta po lewej stronie na zdjęciach ponizej, która na rewersie zamiast Lincoln Memorial ma wieniec i która została wprowadzona do obiegu w roku 1917:

Jest to dla mnie jeden z fenomenów Ameryki. Przez te wszystkie lata zmieniały się wzory monet i stopy z jakich je wykonywano, ale nigdy żadna z nich nie została wycofana z obiegu. I teraz, gdy jest się uważnym można znaleźc w swoim portfelu historię wielu pokoleń Amerykanów, którzy tych monet dotykali.

Po przerwie

Ostatnimi czasy dotarło do mnie kilka skarg wytykających mi zaniedbanie bloga i brak nowych postów. Hmmmmm... Przynajmniej wiem teraz, że ktoś je czyta i że komuś ich brakuje. Nie ma tego złego... ;))) Prawda jest taka, że ostatnie tygodnie nie mogłyby byc bardziej dla mnie wyczerpujące. Pracuję codziennie od 9 do 18 i nie pamiętam, kiedy miałam ostatni wolny weekend. Co drugi dzień zaraz po pracy biegnę na siłownię, gdzie spędzam godzinę, ewentualnie cwiczę w domu. Po powrocie pracuję nad moim haftem, bo przecież muszę go skończyc przed końcem lata. ;))) W tej chwili wygląda on tak, jak na zdjęciu poniżej (tutaj możecie sobie przypomniec, jak ma wyglądac w efekcie końcowym):
Nie jestem tez w stanie przypomniec sobie, kiedy ostatnio miałam czas na spacer z aparatem fotograficznym. Zaniedbuję dwie z ulubionych czynności i wcale mi się to nie podoba. Zwłaszcza, że ciężka praca i długie godziny spędzane w labie nie odpłacają mi się wspaniałymi wynikami.