Nie na darmo zastanawiałam się 10 lutego, jakie jeszcze nieszczęście mi zagraża (według Amerykanów nieszczęścia chodzą trójkami, a nie jak u nas parami...). No i okazało się... Tegoż pamiętnego dnia nieopacznie wysłałam do Mamy paczkę, która póki co uznana może być za "zaginioną na placu boju". I jak tu nie być przesądnym?!... Ale dusza racjonalna podpowiada mi, że pewnie paczka utknęła na JFK tak jak te bagaże na lotnisku w Filadelfii:
Śnieg w Ameryce to istna katastrofa. Totalna dezorganizacja, zupełna dezorientacja...
No comments:
Post a Comment