24 September 2008

Inspiracja i dobrych "wiadomości" ciąg dalszy

Ponieważ tak zawzięcie narzekam na bezmyślnośc haftu krzyżykowego, postanowiłam podjąc wyzwanie i nauczyc się tzw. malowania igłą (ang. needle painting lub silk shading). Zwłaszcza, że przeglądając ostatnio stronę bloga Mary Corbet Needle'n Thread, znalazłam to oto zdjęcie wyhaftowanego bratka, który jeśli pamiętacie był moim pierwszym ukończonym zadaniem hafciarskim:
Zawstydzona jestem okrutnie nieporadnością mojego kwiatuszka i obiecuję, że powtórzę ten haft raz jeszcze. Zakupiłam już potrzebne do nauki książki. Jedną trudną, który służy przede wszystkim do wzdychania i inspiracji:
oraz drugą, bardziej przystępną, bo napisaną z myślą o początkujących hafciarkach:
W ostatniej paczce od Mamy znalazło się dobrej jakości płótno, nici w domu jest pod dostatkiem, więc już w ten weekend postaram zabrac się za naukę. :)))
I jeszcze na koniec powiem Wam, że wraz z książkami dostałam dziś również zestaw czterech serii mojego ulubionego brytyjskiego serialu "Coupling". Ileż szczęścia i uśmiechu może przynieśc jedno małe chińskie fortune cookie. ;)))

2 comments:

Anonymous said...

Może to dziwne zajęcie dla mężczyzny, ale czuję dziwny pociąg do haftowania, bo generalnie lubię twórcze zajęcia wymagające kunsztu i pracy. Poza tym myślę, że to pozwala się zrelaksować. Może kiedyś sam spróbuję. :)

Ilona said...

Nie zgadzam sie z tym, ze haftowanie jest niemeskie. Pamietam, ze gdy bylam jeszcze w podstawowce, bylam absolutnie zafascynowana ojcem kolezanki (nota bene niezwykle przystojnym ojcem), ktory uprawial haft krzyzykowy wielkoformatowy i w dodatku bez wzoru. Totaly freestyle. Po latach okazalo sie, ze Tata kolejnej mojej kolezanki rowniez zajmuje sie krzyzykowaniem i rowniez sam wymysla wzory. Z tego co pamietam byly to sredniowieczne scenki rodzajowe. Jesli ktos ma potrzebe tworzenia piekna, to kanwa i rodzaj pedzla nie sa takie znowu wazne. ;)))